Zmiany ustrojowe wprowadziły nasz postkomunistyczny kraj na drogę gospodarki rynkowej. Droga ta doprowadziła nas do w miarę stabilnego rozwoju gospodarczego, na tyle byśmy z podniesiona przyłbicą wstąpili w szeregi Unii Europejskiej. Raczej pełnego standardu ekonomicznego rozwiniętych krajów Unii Europejskiej jeszcze nie osiągnęliśmy ale okazało się, że w dobie zachwiania światowych finansów najgorzej w europejskich rankingach nie wypadamy. Takie kraje jak Włochy czy Hiszpania mają się znacznie gorzej pomimo, iż ich historia i tradycja przynależności do „bogatej” Europy jest znacznie większa aniżeli nasza. Niestety, ostatnie wydarzenia w globalnej gospodarce i na tym tle brak jednolitej oraz wyrazistej polityki fiskalnej Unii Europejskiej może zawrócić nasz kraj z „wolno rynkowej drogi” rozwoju. Bowiem bez pomocy i dotacji Unii Europejskiej stajemy się już tylko „unijnymi frajerami”.
Chichotem historii jest to, iż gospodarka rynkowa która przez lata napędzała system demokratycznych państw i podnosiła ich status ekonomiczny, objęta została kryzysem podobnym do tego jaki objął gospodarkę planową. Dziwny to kryzys…, kryzys w którym o wiarygodności finansowej państw decydują prywatne korporacje zajmujące się rankingiem gospodarczym. Wolność rynkowa, jakość oraz konkurencyjność zaczęły być „niemodnym utrapieniem” w tego rodzaju kryzysie i ignorowanymi wątkami w gospodarce.
Bankructwo ekonomiczne Związku Sowieckiego i państw podległych, było główną przyczyną upadku systemu komunistycznego. Państwa komunistyczne głęboko ingerowały w gospodarkę, planowały i ukierunkowywały jej rozwój w sposób niemal futurystyczny doprowadzając do całkowitych zaników odruchów obronnych rynku i w dalszym etapie do jej upadku.
A co robią państwa demokratyczne próbując ratować swoje gospodarki? otóż zaczynają podobnie jak kraje komunistyczne w nią ingerować, przede wszystkim ją dofinansowując i już głośno mówi się o dodrukowaniu pieniędzy… Rozpoczyna się wyścig o zachowanie poszczególnych gospodarek krajowych w dobrej kondycji. W funkcjonującej od wielu lat globalnej integracji gospodarczej, poczęły się więc rodzić pierwsze próby zamykania gospodarek krajowych na zewnętrzne bodźce ekonomiczne. Pomijając fakt, iż w dobie zglobalizowanego świata, próby samoizolacji gospodarczej są reliktem minionych epok, to znaczącym problemem staje się fakt, iż nie ma globalnego pomysłu na zahamowanie zawirowań wolnorynkowej gospodarki. Te śmieszne próby ingerencyjne w krajowe gospodarki nic nie znaczą bez ponadpaństwowych porozumień i w miarę jednolitych ustaleń co do tego problemu który „wykluł” się jako globalny, a nie lokalny wiec rozwiązanie tkwi nie w lokalnych rozwiązaniach ale globalnych.
Od „globalnej wioski” nie ma odwrotu tak jak powrotu do gospodarki planowej. Z tym, iż my jako kraj postkomunistyczny po upadku planowanego systemu gospodarczego, mieliśmy zaplecze z którym mogliśmy się zintegrować i czerpać wzorce. Tym zapleczem był wolny rynek oraz demokratyczny „świat zachodu” , a do jakich wzorców zwrócą się rządzący gdy nie dojdzie do ponadpaństwowych porozumień w globalnym rynkowym kryzysie i fiasko poniesie światowa gospodarka…?
Niektórzy politycy twierdzą, iż jedynie powrót do „twardych” zasad państwa narodowego czyli: izolacji i decyzyjności w gospodarce, zamkniętych granic oraz priorytetów narodowych, są podstawowym antidotum na owy kryzys. Jeśli taka jest prawda, to oznacza, iż im większe ograniczenie otwartości na arenie międzynarodowej i ukierunkowanie gospodarki narodowej na rynek i potrzeby wewnętrzne, tym potęga państwa większa, a co za tym idzie jego gospodarka…
Gdzieś miejmy więc wartości ponadnarodowej demokracji, idei szeroko rozumianej wolności i zrównoważonego rozwoju. Przynależność do Unii Europejskiej staje się w tej sytuacji frajerstwem dla państw które dawały podstawy dla finansów unii jaki dla tych które miały z niej określone profity i mozolnie podciągały swe gospodarcze standardy do lepszych.
W takim razie wszyscy jesteśmy unijnymi frajerami!