Naród polski, o bogatej historii ruchów narodowowyzwoleńczych, tradycyjnie solidaryzuje się ze wszelkimi oddolnymi i odgórnymi inicjatywami zmierzającymi do demokratyzacji państw ciemiężonych. Trypolis niedługo stanie w ogniu „wolności”, dyktator zostanie zgładzony. Afryka północna nie zbliży się jednak w stronę laickiej Europy, a szybko wymierzy w nią swój oręż.
Jesień narodów wyrwała państwa Europy Środkowej z okowów komunizmu i zwróciła, m.in. Polsce, miejsce na mapie wolnego świata. Wydarzenia Afryki Północnej porównywane bywają, z równym entuzjazmem, do upadku sowieckiego Imperium Zła. Powody do radości z pewnością mają mieszkańcy tamtejszych terenów, lecz optymizm państw cywilizacji zachodu jest, co najmniej, przedwczesny. Upadające rządy Tunezji i Egiptu uważane były za wasali USA i Unii Europejskiej. Nastawione na przemysł turystyczny odsunęły na bok kwestie dżihadu i z pokorą zaakceptowały dawne role rekreacyjnych kolonii. Tunis jako jedyne państwo kręgu kultury islamu zalegalizowało nawet prostytucję, a w Kairze katolicy byli witani z otwartymi ramionami, chronieni przez policję turystyczną.
Tamtejsza ulica wystąpiła jednak przeciwko biedzie, korupcji i upokorzeniom dnia codziennego. Władze obalono, niedługo powstaną nowe, chaotyczne i podzielone wewnętrznie parlamenty. W wyniku licznych konfliktów idee wyzwolenia zostaną zapomniane, a kilka eksplozji materiałów wybuchowych pokazać może nową, wiodącą siłę. Fundamentaliści islamscy mają tam około 20% poparcia. 20% to więcej, niż 80% rozdzielone pomiędzy kilkadziesiąt skłóconych i słabych stronnictw.
Już dziś Al-kaida skutecznie terroryzuje Irak, tamtejsza operacja sił USA nie przyniosła narodowi wolności, a liczone w dziesiątkach tysiącach ofiary śmiertelne wśród cywili i wzrost cen ropy na rynkach światowych. Kiedy egipski i tunezyjski powiew wiosny zgaśnie, tamtejsze tereny staną się miejscem agitacji i zapewne akcji zbrojnych. Wystąpienia w Syrii i Jemenie, choć brutalnie pacyfikowane, nie są dziś nagłaśniane w mediach. Zaczną, gdy padnie Libia. Wówczas też świat zacznie mówić o dokonanej już interwencji wojsk saudyjskich w Bahrajnie. Zapewne i tamte państwa zostaną krwawo „wyzwolone” i pozostawione w chaosie.
Atak na Libię wyeliminuje zapewne Muammara Kadafiego. Zastąpienie junty wojskowej demokracją w tak niestabilnym politycznie regionie nie będzie jednak możliwe. Przepychanki pomiędzy dzisiejszymi przywódcami rebeliantów zakończą się mniejszymi i większymi zamachami stanu, a po wzajemnym wymordowaniu na scenę wkroczą fundamentaliści islamscy. Ci sami, zaprawieni w bojach czarnej afryki – dziś już niemal jednolicie islamskiej i nieszanującej ludzkiego życia. Saudyjska sympatia dla terroryzmu jest powszechnie znana, podobnie jak nuklearne aspiracje Iranu. Przejęcie w perspektywie 5-15 lat kontroli nad Afryką Północną przez radykalne kręgi skutkować będzie utworzeniem niezwykle silnej koalicji państw łączonych nietolerancyjną wykładnią Koranu i nienawiścią do „krzyżowców” z Zachodu i Syjonistów, a także potężnym kapitałem i niemal wszystkimi złożami ropy naftowej na świecie.
Czarny scenariusz? Niestety, realistyczny. Minimum konsekwencji „zimy narodów arabskich” dla Europy to utrata plaż i ośrodków wypoczynkowych oraz benzyna w cenie 7,50 zł za litr. Pesymistyczny zaś obejmuje pozyskanie od Korei Północnej lub w niedługim czasie od Iranu broni masowego rażenia, konsolidację państw po części zastraszonych, po części ideologicznie ukierunkowanych na ekspansję religijną i w ramach akcji odwetowych serie zamachów bombowych na Starym Kontynencie.
Choć zbrodnie Kadafiego i łamanie praw człowieka przez reżim Mubaraka są bezsporne, to demokratyzacja tych odmiennych kulturowo terenów może przynieść Północy jedynie nieszczęścia. Za wolność Afganistanu i Iraku wielu Polaków zapłaciło życiem – standardów nowoczesnej demokracji zaszczepić się nie udało. Spirala przemocy i terroru zamieniła Bagdad w piekło, o którym nigdy nie śniłby Saddam Husajn. Interesy poszczególnych narodów i kultur nie są tożsame, a opozycyjne i wyzwolenie niektórych państw przynieść może opłakane efekty nie tylko dla tamtejszych społeczeństw, ale i dla mieszkańców Unii Europejskiej.