Małe przedsiębiorstwa są przedmiotem zainteresowania nauki i polityki gospodarczej na całym świecie. Nie dlatego, że „małe jest piękne” lecz dlatego, że ich istnienie i rozwój są ogromnie ważne nie tylko dla gospodarki.
Fundament gospodarki rynkowej: konkurencja bez wytchnienia?
Znawcy problemu twierdzą, iż bez małych i średnich przedsiębiorstw nie istnieje tak naprawdę gospodarka rynkowa. Istnieje kilka powodów dla takiego sądu. Po pierwsze, to właśnie w tym sektorze gospodarki trwa nieustannie prawdziwa walka konkurencyjna. Tu trzeba walczyć o przeżycie: kosztami produkcji, jakością oferowanych dóbr i usług, tu trzeba zabiegać o każdego klienta. Tu tętni życie gospodarcze. Wielkie kolosy przemysłowe i handlowe mają wiele sposobów na to, by zdobyć i utrzymać klienta. Operują ogromnymi środkami na promocję swej firmy i swoich wyrobów. Mają też możność „dogadywania się” i zawierania z konkurentami umów (jawnych lub tajnych) dotyczących podziału rynków zbytu i zaopatrzenia lub nawet wysokości cen. Wielcy szanują się nawzajem i „dają żyć” – najczęściej kosztem interesów konsumenta.
Wielkie przedsiębiorstwa często staje się wielką machiną biurokratyczną nastawioną na spokojne przetrwanie, dbającą jedynie o to, by nikt jej bezpiecznego bytu nie zakłócił. Mały nie ma szans „dogadania się” – choćby dlatego, że zbyt wielu ma konkurentów. Musi walczyć. Nie stać go na kosztowną promocję – ograniczyć się musi do najprostszych form reklamy.
Symbioza malucha z gigantem
Część małych przedsiębiorstw żyje ze współpracy z dużymi. Często bywa tak, że olbrzymowi nie opłaca się organizować jeszcze jednego oddziału produkcji detali czy podzespołów albo jakiejś służby wewnętrznej i chętnie korzysta z zewnętrznego, uzależnionego od siebie kontrahenta. To zjawisko obserwujemy także w Polsce. Najbardziej spektakularnym objawem jest zanikanie straży przemysłowej oraz transportu zakładowego i zastępowanie ich firmami zewnętrznymi. Poza wszystkim taki układ ma jedną wielką zaletę dla olbrzyma: rozwiązanie kontraktu na usługę czy nie odnowienie zamówienia na dostawę detali lub podzespołów jest nieporównanie łatwiejsze i tańsze niż zwolnienie pracowników z pracy czy reorganizacja wydziału produkcyjnego.
„Nisze” na rynku
Istnieją także sektory rynku (zwłaszcza w usługach ale nie tylko) gdzie wielkie firmy wchodzą niechętnie, ponieważ nie sposób osiągnąć tam oszczędności na skali produkcji i w efekcie wielka firma okazuje się mniej efektywna od małej. Bo ma mniejsze koszty jednostkowe. Czasem związane jest to ze skalą ryzyka. Wielkie firmy lubią pewność. Niechętnie podejmują ryzyko klęski. To nie przypadek, że produkcja dwóch najbardziej rewolucyjnych i rewolucjonizujących produktów naszych czasów – samochodu i osobistego komputera została podjęta w firmach mikroskopijnej wielkości. Henry Ford i Billy Gates nie zaczynali swej drogi na szczyty władzy i bogactwa w wielkich korporacjach przemysłowych.
Problem społeczny
Socjologowie i specjaliści w zakresie psychologii społecznej wskazują na jeszcze jedną ważną okoliczność: bez klasy średniej nie można mieć nie tylko gospodarki rynkowej ale nie można też mieć ani społeczeństwa obywatelskiego ani demokracji. Nie bez powodu Stalin traktował drobnych przedsiębiorców jako tę właśnie grupę społeczną, w której „nieustannie odradza się kapitalizm”. W USA w latach 1960 i 1970 wspieranie tego sektora traktowano jako jedno z podstawowych remediów na napięcia społeczne – jako otwieranie szansy awansu społecznego dla przedsiębiorczych jednostek mniejszości rasowych. Ponadto warto pamiętać o jeszcze jednym aspekcie sprawy, o tym, iż w przeciwieństwie do wielkich przemysłowców, wielkich kupców i wielkich finansistów, którzy nadzwyczaj łatwo (oczywiście nie wszyscy) stają się „obywatelami świata” oraz w przeciwieństwie do pracowników najemnych, wśród których łatwo (oczywiście też nie u wszystkich) o myślenie w kategoriach klasowych i dla których emigracja zarobkowa często jest problemem tylko technicznym, drobni przemysłowcy, rzemieślnicy i kupcy-sklepikarze są nadzwyczaj silnie związani z krajem, w którym jest ich firma. Oni nie mogą tak łatwo przemieścić swych walorów jak posiadacze wielkich pakietów akcji ani spakować się omalże z dnia na dzień jak pracownik najemny. Patriotyzm i przywiązanie do wartości narodowych w tej grupie społecznej bywa tu większe niż gdzie indziej.
Problem społeczny w procesie transformacji
W okresie transformacji rola sektora małych i średnich przedsiębiorstw urasta. Bez nich gospodarka rynkowa nie może zakotwiczyć się w świadomości i w emocjach społecznych. Gdyby zmiana ustroju miała polegać tylko na tym, że wielkie przedsiębiorstwa państwowe zostaną w ten czy inny sposób sprywatyzowane, to zapewne w świadomości społecznej nic się nie zmieni: nadal pozostanie naruszona dominacja psychologii pracobiorcy. Wszak status społeczny większości ludzi nie ulegnie zmianie. Nadal też o szansach życiowych będzie się myślało w kategoriach „etatu” czy stanowiska i awansu na kolejny szczebel drabiny pracowniczej. Dopiero rozpowszechnienie małych i średnich przedsiębiorstw stwarza realną perspektywę dla ludzi przedsiębiorczych – perspektywę samodzielności ekonomicznej i perspektywę własnej firmy.
Wspieranie „maluchów”
Ze wszystkich tych powodów sektor małych i średnich przedsiębiorstw zasługuje na wsparcie państwa. Także dlatego, że w przeciwnym razie trudno mu będzie przeżyć w otoczeniu hipermarketów i innych kolosów współczesnej gospodarki. Wszędzie też tej pomocy doznaje. Udzielają jej wszystkie kraje UE oraz wszystkie (za wyjątkiem postkomunistycznych) kraje OECD. Jest to jedyny adresat pomocy publicznej w sferze gospodarki, który nie budzi wątpliwości – od Japonii po Niemcy. Tylko u nas nadal trzeba tę pomoc dodatkowo uzasadniać czy to lokalizacją, czy to rodzajem działalności czy to produkcją eksportową. A ja uważam, że rację mają ci, którzy twierdzą, iż sektor ten zasługuje na wsparcie bez względu na te okoliczności.