Już 5 lat minęło od pomarańczowej rewolucji na Ukrainie. Od tamtego czasu ścieżki bohaterów tej że rewolucji rozeszły się.
Chyba wszyscy mamy w pamięci obrazki głównego placu Kijowa na którym odbywały się wielotysięczne manifestacje obywateli Ukrainy spowodowane ewidentnym fałszerstwem wyborczym, którego dopuściły się ówczesne władze.
Po 10 latach stanowisko opuszczał Leonid Kuczma uważany za polityka mocno związanego z Rosją oraz starającego się zacieśnić jeszcze bardziej te kontakty. Doprowadziłoby to do sytuacji bardzo groźnej dla rozwoju państwa, a w dłuższej perspektywie do całkowitego uzależnienia się od wielkiego sąsiada. Gwarantem takiego stanu rzeczy miał być ”swój człowiek” Wiktor Janukowycz, urzędujący premier, gorąco popierany przez Rosję. Zasadnicze znaczenie miał również fakt, że był to polityk cieszący się zaufaniem na wschodzie Ukrainy, gdzie ludnością dominującą są Rosjanie.
W sukurs opozycji przyszła Polska, która zrobiła rzecz najważniejszą, mianowicie dzięki działalności polskiej dyplomacji i byłego prezydenta doprowadziła do „umiędzynarodowienia” problemu Ukrainy. Nie było to łatwe z dwóch powodów, po pierwsze UE nie bardzo kwapiła się do zajęcia jednomyślnego stanowiska, a z drugiej Niemcy były niechętne mieszaniu się w wewnętrzne sprawy Ukrainy, co wynikało raczej z przesłanek ekonomicznych, ale również politycznych, kontekst przyjaźni Putin – Schroeder. Dopiero reakcja premiera Holandii, który przewodniczył Radzie Europejskiej i przedstawiciela ds. polityki zagranicznej Javiera Solany we współudziale prezydentów Polski i Litwy doprowadziła do rozpoczęcia negocjacji pomiędzy zwaśnionymi stronami. Solana pamiętał z historii własnego kraju czym może się zakończyć konflikt, a Polska chciała przekazać Ukraińcom swoje doświadczenia z okresu rozmów okrągłego stołu. Udało się uniknąć rozlewu krwi, ale podzielonego społeczeństwa już nie.
Po euforii spowodowanej powtórnymi wyborami i zwycięstwem Wiktora Juszczenki wydawało się, że proces zmian zapoczątkowany wielkim zrywem społeczeństwa, doprowadzi do szybkich zmian w kraju zważywszy na to, że ster władzy sprawowali „towarzysze broni” z okresu pomarańczowej rewolucji. Wiktor Juszczenko zdobył olbrzymi mandat społeczny, nie pozostawało nic innego jak tylko zakasać rękawy i wprowadzać reformy. Stało się niestety inaczej i jak dzisiaj patrzymy z perspektywy 5 lat to można odnieść wrażenie, że mamy deja vu. Opozycja ukraińska cierpi na tę samą chorobę co dawni działacze „Solidarności” w naszym kraju. Julia Tymoszenko i Wiktor Janukowycz dziś są zażartymi wrogami, walczącymi o urząd prezydenta w wyborach, które będą miały miejsce w tym miesiącu. Obserwując ich działalność można odnieść wrażenie, że to co legło u podstaw tego wielkiego ruchu jakim była bez wątpienia pomarańczowa rewolucja, czyli pragnienie wolności, decydowania samemu o swoim losie i przyszłości w zderzeniu z brutalną rzeczywistością kończy się tak jak możemy to obserwować obecnie. Należałoby się zastanowić nad następującą kwestią, jak to się dzieje, że w sytuacjach kryzysowych politycy umieją znaleźć wspólny język, wznieść się ponad podziały, własne ambicje, a gdy opada już chwilowa egzaltacja i trzeba zmierzyć się z brutalną prawdą, stawić czoło wszystkim problemom to wszystko zaczyna się psuć. Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w naturze człowieka, który mierzy wysoko i mówiąc kolokwialnie „po trupach” dąży do celu jakim jest zdobycie władzy. Władza to zaszczyty, pieniądze, a przede wszystkim możliwość decydowania o innych i może właśnie to działa tak destrukcyjnie.
Głównym problemem, który stoi na drodze porozumienia między Julią Tymoszenko i Wiktorem Juszczenko jest stosunek do Rosji. Prezydent wybrał drogę do stopniowego uniezależniania się od wielkiego brata, tymczasem pani premier prowadzi dość miękką politykę względem Kremla. Podyktowane to jest wieloma czynnikami, ale ekonomiczny przeważa. Ukraina jest skazana na Rosję z powodu surowców, które musi kupować, chodzi oczywiście o gaz i jak długo nie zapewni sobie alternatywnych źródeł tak długo będzie skazana na szantaż ze strony Rosji. Takie sytuacje jak na początku ubiegłego roku będą się zdarzać wielokrotnie co nie napawa optymizmem. Stosunek do Rosji to nie jedyne zarzewie konfliktu, kwestią sporną pozostaje wciąż ewentualne wejście w struktury UE i NATO co dla większości społeczeństwa nie jest tak oczywiste. To wszystko jest jednak w fazie marzeń, gdyż wśród zachodnich przywódców nie ma zgody na szybką integrację z tymi organizacjami, dlatego dziwią mnie te wszystkie kurtuazyjne formułki wygłaszane przez kolejnych polityków odwiedzających Ukrainę i zapewniające o bliskiej perspektywie wejścia do tych organizacji.
Wybór Wiktora Janukowycza spowoduje załamanie się procesu zmian w kraju i przekierowanie dotychczasowej prozachodniej orientacji w prorosyjską. Nie będzie to dobre rozwiązanie, ale taki czarny scenariusz może się stać realny w momencie, gdy Juszczenko nie poprze Juli Tymoszenko w II turze wyborów. Wielu oczekuje takiego zachowania od Juszczenki, gdyż miarą męża stanu będzie zapomnienie o przeszłości, sporach. Chyba nadszedł już taki czas znowu stanąć ramię w ramię dla dobra i przyszłości Ukrainy.
Tego typu „opracowania” mnożą się w rf3żnych gazetkach jako arktyuły sponsorowane przez Kreml – pański do nich też należy?Rozpad na dwie, na trzy, na pięć części…głf3wnie propagowane przez „znawcf3w” sponsorowanych Kremlem.Cel takiej propagandy jest aż nadto zrozumiały.