Artykuł dedykowany liderom Partii Politycznych.
Wbrew pozorom nie będę pisał o sportowych walorach tego rządu chociaż fakt, iż jest on bodaj jednym z najbardziej ruchliwych warty jest zapamiętania. Przynależność do braci piłkarskiej w Platformie Obywatelskiej równoznaczne jest z wszelkimi atutami polityczności, akceptacji w partii no i dalszej osobistej kariery. Mieliśmy bowiem dowody na to, iż nie jeden odsunięty na piłkarską ławę rezerwowych stawał się wśród liderów partyjnych nie jednoznacznie traktowany.
Trzeba jednak oddać hołd, iż po wyjaśnieniu niektórych sprawek (czytaj: kompromitacji) wracał do drużyny jako pełno prawny zawodnik, co oznaczało (i chyba oznacza do dzisiaj), iż powraca on do platformerskiej ekstraklasy…
No, ale nie o sporcie w wydaniu partyjnym miałem pisać jednak ciąg zdarzeń wewnątrz Platformy, a przy okazji: wewnątrzrządowych sam pcha mi na myśl piłkarskie boisko… Może nie do końca bez podstawnie twierdzę, iż hobby premiera zatriumfowało nad doborem politycznych i ekonomicznych wartości. Osobista chęć dominacji na boisku i młodzieńcze marzenia w pewien sposób odzwierciedlają się na partyjnym boisku (to tak od siebie).
Piłka nożna czy filharmonia, mało to istotne hobby porównując je z parciem na władzę. Sposoby na jej zdobycie są tak różne jak różni są w stosunku do siebie ludzie którzy jej pragną… Są tacy którzy uczą się grać w piłkę by zdobyć względy premiera, są tacy którzy wyprą się własnych poglądów dla względów prezesa, a są też tacy którzy już z zawodowym kopaniem piłki czy machaniem pięściami dawno skończyli ale władzy się spodobali…, no i wreszcie są tacy politycy którzy w nosie mają ideały i poglądy dla których zaistnieli mniej lub więcej w polityce. Zastanawiające staje się zatem, którzy z nich są wartościowsi z punktu widzenia partyjnych łowów, a którzy z punktu widzenia suwerena – czyli kto jest dla nas więcej wart w polityce, komu powinniśmy zaufać, a komu nie…?
Pytanie jest bardzo otwarte. Zbliżające się wybory wyzwalają bowiem wśród kręgów głownie zmarginalizowanych polityków chęć zaistnienia ponownie w kręgu parlamentarnym. Co cwańsi widzą swoją przyszłość w dominujących parlamentarnych partiach politycznych, a więc ku nim chylą głowy i tam chcą zakotwiczyć. Jest takich w kręgu naszych zawodowych polityków sporo i było ich sporo. Może towarzyszyły ich przejściom mniejsze emocje bowiem w poprzednich kadencjach partii politycznych było bez liku w Sejmie i nie tylko, więc ogarnięcie ich wszystkich nie było za nadto możliwe.
Krzyk i larum podniósł się największy obecnie. Medialni politycy, ci wygadani i popularni, nie czujący pewnego gruntu i politycznej przyszłości w swych rodzimych partiach politycznych które ich kreowały, szybciutko uciekają (o ile to możliwe) do Wielkiego Brata (dominujących w parlamencie partii politycznych), który w zasadzie nie ma nic przeciwko popularnemu medialnie nowemu nabytkowi. Zasada podobna jak w transferach piłkarskich, z tym, że na boisku chodzi o pieniądze, a o co chodzi w sejmowych transferach…?.
Myśl o pieniądzach jest kusząca i pośrednio słuszna. Partia polityczna, w tym wypadku PO lub PiS, dominujące w Parlamencie zyskają medialną sławę i nowego barta ich politycznych wizji, a owy bart zyska wszelkie profity związane z polityczną karierą posła jeśli…., właśnie jeśli co?. Jeśli my wyborcy zaaprobujemy taki polityczny transfer.
Bądźmy jednak teraz bezstronni i nie kierujmy się przez moment emocjami ideowymi i sympatiami politycznymi ale przeanalizujmy takie przypadki:
Owy delikwent, przykładowo z SLD (nazwisko i imię znane autorowi) solenie przez parę lat zapewniający o swoich lewicowych parytetach, lekką ręką porzucając zarzuty nierzadko korupcyjne wobec niektórych członków PO (poniekąd słuszne) i w ciągu doby staje się członkiem PO, a także otrzymuje za swe poczynanie nagrodę: zmyślne stanowisko w rządzie. Pyszne i przebiegłe?!. Co teraz mówi…?, a no, że ma milion…, milion pomysłów (chyba to oznacza, iż go ten transfer znacznie oświecił?!). A co mówi o tych których niedawno oskarżał…? . Nic…, nie mówi nic. Nic nie mówienie to bardzo dobry sposób na ustosunkowanie się do własnej politycznej kariery lub mówienie z którego nic nie wynika.
Drugim arcy ciekawym przykładem politycznych przemieszczeń dla dóbr doczesnych (czytaj: własnych zysków) jest przypadek tym razem Pani Poseł (nazwisko i imię znane autorowi) która swe idee i polityczne wizje wystawiła na prawdziwe męki. Z mozołem i trudem wraz z kolegami – dezerterami z PiS-u tworzyła własną partię polityczną zaczynając od wierzchołka popularności, a nie od jego podstaw czyli w kolejności odwrotnej niż to jest w zwyczaju tworzenia czegokolwiek. Idea przejścia w wypadku rozbieżności moralnych czy wizyjnych w polityce jest jak najbardziej zasadna i staropolskie twierdzenie, iż tylko: krowa nie zmienia poglądów jest jak najbardziej nie na miejscu gdyż w tym wypadku obrażono by samą krowę…
Można z wodzem się nie zgadzać i w ramach protestu ostentacyjnie go opuścić zakładając własną partię. Tak też się stało. Ale gdy wódz (czytaj: przywódczyni) nowej partyjki widząc nieskuteczność swych działań i marzeń o równej, konserwatywnej ojczyźnie z domieszką nutki lewicjonizmu , porzuca swych braci- dezerterów mówiąc, że: jest jej z nimi nie po drodze… ( bo jak rozumieć słowa skierowane do nowych kolegów z PO: mi z wami po drodze…)
Takich polityków jak opisane wyżej przypadki jest wielu i nie warto ich w tym miejscu przytaczać gdyż jak by na nie patrzeć wszystkie ich działania kręcą się wokół politycznego być albo nie być i to na najwyższym krajowym wymiarze. Nie wiem nic o polityku który by opuszczał ławy sejmowe z radością, no chyba żeby kroiła mu się jeszcze wyższa polityczna albo finansowa kariera…
Na pytanie: o co chodzi w politycznych transferach mamy więc odpowiedz: o sławę i sejmowy fotel oraz papu, ale i o niezłe pieniądze też!
Co do drugiego zadanego pytania : jaki z takich skaczących po partiach politycznych polityków będziemy mieli profit gdy ich w najbliższych wyborach wybierzemy? Odpowiedz nasuwa się sama: nijaki! bo któż zagwarantuje sympatykom PO, iż omawiani ostatni bohaterzy politycznych transferów nie powrócą do swoich grając im na nosie i strzelając ponownie gole polityczne do platformerskiej bramki..?
A ja odpowiem pytaniem na pytanie (wracając do nomenklatury piłkarskiej która jest w rządzie na topie): co jest lepsze przed podjęciem gry?, tęchnący nieświeżością, zdeptany trampek czy nowy pachnący świeżym oddechem piłkarski korek1…?