Dwa lata temu prezydent Meksyku F. Calderon wypowiedział wojnę kartelom narkotykowym. Te organizacje mafijne odpowiadają za przemyt i produkcje narkotyków do USA, organizacje te obracają kwotami liczonymi w setkach milionów dolarów.
Od czasu jednak wprowadzenia do walki regularnego wojska, ulice Tijuany, Ciudad Juarez i innych stolic zbrodni zatopiła fala niespotykanej dotąd przemocy. Celem operacji połączonych sił armii i policji uczyniono rozbicie zorganizowanych struktur przestępczych, aresztowanie jego kierownictwa i przejęcie zgromadzonego w drodze kryminalnej działalności majątku. Żadnego z tych celów nie zrealizowano.
Pełnym sukcesem zakończyła się za to ofensywa meksykańskiej para-mafii. Jej bilans to niespełna siedmiuset zamordowanych policjantów, kilkanaście tysięcy innych zabójstw, dokonane spektakularne zamachy na szefów policji poszczególnych miast i liczne rezygnacje burmistrzów z pełnienia równie niebezpiecznej funkcji w organach władzy. Dziennie w walkach ginie do trzydziestu osób, a normą stały się wieloosobowe egzekucje, dokonywane w drodze niemalże publicznych rozstrzelań znanych Polsce z lat nazistowskiej okupacji. Krwawe żniwo nie zaskakuje, w przeciwieństwie do wyników sondaży opinii publicznej. Wedle nich, 97% Meksykanów popiera nie policję, a gangsterów…
Polityczne zwycięstwo narkotykowych bossów jest druzgocące. Policja nie jawi się jako strażnik sprawiedliwości, a skorumpowany, stronniczy i słaby aparat ucisku biednych obywateli. Równą pogardą darzy się w Meksyku polityków rządzącej opcji oraz patrolujących ulicę żołnierzy. Nie sposób nawet prognozować wyniku następnych wyborów, jednak już dziś można z całą pewnością powiedzieć, że kraj ten poszedł w niechlubne ślady Kolumbii. Wybierając pomiędzy słabymi strukturami państwowymi, ściągającymi podatki i nie gwarantującymi bezpieczeństwa a represję, mając zarazem po drugiej stronie wizję bajecznych fortun, nie trudno dokonać wyboru stronnictwa.
Podobny scenariusz niemal powszechnej rewolty przeciwko prawu i porządkowi realizuje się w południowej części Włoch – zwłaszcza na Sycylii. Przez pobliski Neapol przetoczyła się niedawno lawina zabójstw, skutkująca skierowaniem wojsk na ulice, z efektem porównywalnym do meksykańskiego – wystąpienia części społeczeństwa przeciwko działaniom władzy. Jednym z głównych źródeł dochodów tamtejszej mafii również pozostaje globalny transfer i sprzedaż, ale już nie produkcja, narkotyków. Innym przykładem pozostają Afganistan i Pakistan. Społeczeństwa międzynarodowe pomyliły terrorystów z wyznawcami danych religii czy nacji. Zignorowano drobny szczegół: 90% światowej produkcji opium, z którego uzyskuje się heroinę, wyprodukowano w Afganistanie, natomiast drugą lokatę na mapie globu zajmuje Pakistan. Wartość tej produkcji oszacować należy na niespełna 60 miliardów dolarów rocznie. Z tych pieniędzy finansuje się wojny Talibów i zamachy terrorystyczne Al-Kaidy. To nie terroryści, to zwyczajni handlarze białą śmiercią skryci za maską wojen religijnych.
W żadnym z wymienionych krajów: w Meksyku, Kolumbii, Włoszech, Pakistanie, czy Afganistanie politycy nie dostrzegli najważniejszych dwóch kwestii. Potrzeby zabezpieczenia ekonomicznego obywateli i rozwiązywania problemów w drodze nie siły, a rozwiązań systemowych. Do czasów wojen napoleońskich to liczebność armii oraz sojusze międzynarodowe decydowała o zwycięstwie. Wraz z rewolucją przemysłową i gwałtownym wzrostem liczebności mieszkańców miast oraz zwiększaniem się powszechnej świadomości potrzeb konsumpcyjnych i komfortu życia jednostek, dawna doktryna wojny odejść musiała do lamusa.
Pierwszą wojnę światową wygrała nie koalicja aliantów zwana też Ententą, ale ekonomia. To rachunek ekonomiczny rozdał decydujące karty, doprowadzając do rewolty uciskanej w Rosji biedoty, która to wyniosła do władzy Bolszewików i skutkowała wymordowaniem ostatnich przedstawicieli dynastii Romanowów. Zwycięska armia II Rzeszy niemieckiej niemal sama przez wiele lat powstrzymywała uderzenia Francuzów, Anglików, Amerykanów, Włochów i Rosjan. Wykrwawione, choć liczniejsze, wojska aliantów nie przełamały linii frontu. Zrobił to bunt zabiedzonych mas poddanych cesarza Wilhelma II, skutkujący wywieszeniem białej flagi, obaleniem Hohenzollernów i proklamowaniem w miejsce cesarstwa Republiki Weimarskiej. Następnie, w drodze demokratycznych wyborów, na fali kryzysu ekonomicznego, władzę uzyskał Adolf Hitler i jego, wówczas nastawiona głównie na demagogię socjalną a nie antysemityzm, partia NSDAP. Wywołana druga wojna światowa przynieść miała dobrobyt, lecz zniszczenia infrastruktury, zmarginalizowanie produkcji gospodarczej i liczba ofiar przewyższyły wartość zdobyczy terytorialnych III Rzeszy. Podobnie to negatywny efekt ekonomiczny, a nie brak oręża do obrony, zlikwidował największe państwo drugiej połowy XX wieku i zarazem ówczesną największą potęgę nuklearną – ZSRR.
Nie ma też innej drogi w wojnie ze zorganizowaną przestępczością, rzucającą wyzwanie już nie abstrakcyjnemu pojęciu praworządności, ale strukturom całych państw. Jedyna racjonalna droga, to rozbicie rachunku ekonomicznego czyniącego obecnie proceder opłacalnym. Żadna kara w historii ludzkości nie sprawiła, że odrzucono zbrodnię. Powoływanie jednak międzynarodowych konglomeratów przestępczych skupiających dziesiątki tysięcy nastawionych na zysk kryminalistów wymaga czynnika kluczowego: opłacalności. Rozbicie rachunku ekonomicznego uczyni niemożliwym tworzenie prywatnych armii zabijających urzędników państwowych i wprowadzających wręcz globalny terror. Wbrew pozorom, zło staje się dużo mniej atrakcyjną ścieżką kariery zawodowej, gdy nie idzie w parze z szybkimi i wielkimi pieniędzmi.
Koszt wyprodukowania jednej działki kokainy to tylko 1 dolar amerykański. W takiej cenie ów specyfik byłby dostępny w aptece, gdyby doszło do jego legalizacji. Ten sam gram białego proszku na ulicy kosztuje dzisiaj około 100 dolarów. Tak wysoka marża wyjaśnia źródło fortun karteli narkotykowych, włoskiej mafii i ugrupowań fundamentalistycznych. Badania medyczne wykazują znikomą szkodliwość środków takich jak kokaina, marihuana i amfetamina na organizm człowieka. Pomijając samą szkodliwość czasowego zaburzenia świadomości w efekcie ich zażycia, nie odbiegają one od szkodliwości powszechnie nadużywanego, a legalnego alkoholu. Nie są też rakotwórcze jak ogromnie popularne i akceptowane papierosy. Wbrew powszechnej opinii, uzależnienie fizyczne od wymienionych substancji jest bardzo niskie, w przeciwieństwie do ogromnie szkodliwej i śmiercionośnej heroiny. Ochrona jakich więc wartości usprawiedliwia wręczanie oręża delegalizacji, a więc w praktyce wydanie koncesji na monopol, międzynarodowej przestępczości zorganizowanej? Ignorujemy setki tysięcy ofiar alkoholizmu – ponoszonych zarówno z powodu chorób wywoływanych tym nałogiem, wypadków śmiertelnych, jak i w drodze przestępstw spowodowanych stanem ograniczonego postrzegania. W imię jednak iluzorycznej i nieskutecznej obrony garstki obywateli przed obiektywnie znikomym zagrożeniem, ściągamy nad głowy całych społeczeństw o wiele straszniejsze i realne czarne chmury. Te, które dzisiaj kroplami krwi zalewają miasta Meksyku, Kolumbii i Włoch.
Legalizacja narkotyku czyni jego czarnorynkową produkcję nieopłacalną. Działalność karteli narkotykowych wymusza ogromne nakłady na zbrojną ochronę, korumpowanie funkcjonariuszy organów ścigania, innych urzędników państwowych, a także polityków niedopuszczających do zalegalizowania przedmiotu ich dochodów w docelowym dla eksportu państwie. Kolejne wydatki to koszty utrzymania szlaków przemytniczych, a następnie marże handlowe importerów, półhurtowników i sprzedawców detalicznych. Nie sposób zachować jednak korzystnych cen, gdy ten sam produkt dostępny jest sto razy taniej w oficjalnym obrocie. Potężne kartele, niczym komunistyczne, niewydajne ekonomicznie przedsiębiorstwa, ogłosić musiałyby upadłość wymuszoną konfrontacją z wolnorynkową doktryną ceny i jakości produktu. Bez jednego wystrzału rozbić więc można bezwzględne armie kryminalistów, odcinając ich od źródła bogactwa i potęgi. Odciągając policję i służby specjalne od zwalczania faktycznie nieszkodliwych konopi, nasilić można działania godzące w dystrybucję śmiercionośnej heroiny. Jednocześnie w obliczu legalizacji i maksymalnego obniżenia cen innych narkotyków prognozować należy spadek do minimum zainteresowania drogą, szybko uzależniającą i zabijającą heroiną. Spadek zarobków w półświatku automatycznie ograniczy napływ „nowych kadr”, a także zniweczy pozytywny obraz gangsterów w masowej wyobraźni, budowany głównie na bazie ich bogactwa i beztroskiego życia kontrastującego z biedą i bezrobociem.
Eksperyment z legalizacją miękkich narkotyków zdał egzamin w Holandii. Kolejnym państwem stawiającym odważny krok na drodze ograniczenia nielegalnych dochodów mafii są Czechy. Pytanie, czy Polska i inne państwa Unii Europejskiej przykład brać będą ze zwycięzców, czy przegranych w wyścigu z prawami ekonomii.
Kazimierz Turaliński