Na początek zaznaczę, że tekst nie ma nic wspólnego z odbywającymi się ostatnio „czarnymi marszami”.
W wiejskiej rzeczywistości potrafi wyglądać to to tak: Laska!, idziesz na disco? (jak laska lubi zabawę to pójdzie). W politycznej rzeczywistości prawdopodobnie „wyrywanie” wygląda tak: Szanowna Pani zechce kandydować? ( jak Sz. Pani lubi politykę da się namówić). Czym różni się zachęta do niezobowiązującej zabawy, a zaproszeniem do „zawodowej” polityki?
Prawdopodobnie tym, iż po wesołej zabawie zostanie jedynie przyjemne wspomnienie i kac na najbliższe 24 godziny, a po polityce takie wspomnienie zostanie na najbliższe cztery lata, a polityczny kac na znacznie dłużej. Od 5 lat mamy feministyczną ustawę zmierzającą do preferowania kobiet w polityce. Nakazuje ona mianowicie oddać na listach wyborczych 35% miejsc do kandydowania kobietom. Jest to nic innego jak ustawowy nakaz włączania się kobietom do polityki. Ciekawe czy jest zgodna z konstytucją gdyż takowa nie przewiduje nakazu angażowania się w politykę, a jeśli to dyskryminuje ona na pewno mężczyzn, którzy takiej przymuszającej ustawy nie posiadają. Mamy zatem rażącą dyskryminację mężczyzn nie mających ustawowego zapewnienia kandydowania do władz państwowych. Dołączając do tego ustawy różnicujące kobiet i mężczyzn w przejściu na emeryturę pozycja mężczyzn staje się wobec prawa przynajmniej mówiąc delikatnie: nieczytelna.
Ktoś powie zapewne tak: jeśli kobiety mają min. 35% gwarancji to logicznym jest, iż mężczyźni mogą zająć pozostałe 65% list wyborczych. No tak mogą, ale czy muszą…? O tym ustawa nie wspomina, wspomina natomiast o nakazie 35% rezerwacji miejsc dla kobiet, a zatem jeśli się one nie znajdą w minimalnej części na liście wyborczej, lista taka jest nie ważna. Dyskryminacja partii politycznej walczącej o prawa mężczyzn, a więc z natury z przewagą męskiej części ludzkości na której Pań raczej nie będzie, aż nadto oczywista.
Natomiast partie polityczne o charakterze feministycznym, a więc analogicznie z przewagą członkostwa kobiet mogą bez najmniejszych przeszkód prawnych startować wyborach z zasadą odwrotną, muszą znaleźć do towarzystwa 35% mężczyzn.
Tak oto mamy następny bubel prawny, tym razem o charakterze damsko – męskim. Jestem za równouprawnieniem, ale czasem wydaje mi się, że feministki mają w swej działalności nienaturalną cechę skłócania płci. Społeczeństwo jak wiemy składa się z kobiet i mężczyzn pomijając ich wewnętrzne upodobania. Mężczyzn i kobiety dzielą niestety (bez obrazy) na mądrych, głupich i głupszych, inteligentnych i mniej inteligentnych; z pominięciem na wysokich, niskich, brunetów , różnic w wykształceniu, itp. Jak się ma zatem selekcja owych 35% uprawnionych kobiet do list wyborczych? Jakim kryterium będą poddawane, bo chyba nie tradycyjnym, jakie były dotychczas: łaskawością liderów partyjnych ?
Aby móc zarejestrować swoje listy wyborcze partie polityczne rozpoczynają zatem „polityczne wyrywanie lasek” na listy wyborcze. Rozumując ustawę właściwie partie politycznie nerwowo oglądają się za „kobitkami” by je z ochotą wpisać na swoje listy wyborcze, chociaż tylko do granicy dolnej 35%. Ba! Ale jak znaleźć 35% kandydatów do Sejmu w spódnicach…? Sposobów jest wiele… Zapewne niechcący swoją tajemnicę zdobywania kandydatek na posłów w spódnicach zdradził nieopacznie jeden z liderów PSL. Są to być Koła Gospodyń Wiejskich. Pomysł cudowny! Czym zajmują się owe w większości wiemy, a zatem wiele krawieckich czy kuchennych doświadczeń w Parlamencie zapewne się przyda…
Idąc tym tokiem rozumowania, aż dziwne, że Prawo i Sprawiedliwość nie postawił na zakonnice, gdyż ich religijny „patron” niezbyt przychylny jest feministycznym ustawom. Za to zakonnice prawa do kandydowania do najwyższych władz świeckich nie mają, a i z kościelną miałyby kłopoty… Znając zaradność prezesa wierzę, iż na listach wyborczych znajdzie się również stosowna liczba Pań przewidzianych w omawianej ustawie. O ich politycznej „jakości” nie wspomnę gdyż przykład Pań Posłanek reprezentujących PiS jest aż nadto widoczny. Nazwiska ich umyślnie pomijam gdyż ich „artystyczne” popisy przed kamerami głównie w ławach sejmowych i przeróżnych Komisjach Sejmowych były na tyle widowiskowe, iż dodatkowego rozgłosu w moim skromnym eseju nie potrzebują.
Nie jest moją intencją promować i agitować męski punkt widzenia, a tym bardziej ignorować kobiety w tej jakże ważnej dziedzinie jaką jest polityka. Pragnę jedynie wypromować w polityce mądrość ludzką bez podziału na mądrość kobiecą czy mądrość męską. Wobec statusu politycznego Państwa mądrość jest nie podzielna, staje się wartością ogólnospołeczną bez podziałową bez względu na różnicę płci.
Przecież w każdej innej dziedzinie życia, wybierając hydraulika (-czkę), dentystę (-tkę) czy księgową (-ego) kierujemy się fachowością, naszą wiedzą na temat tego jak dana osoba jest w stanie wywiązać z zadania które jej chcemy powierzyć. Czy w polityce jest inaczej ?