PiS stoi przed dużym wyzwaniem, musi przekonać ludzi, że to oni są alternatywą dla Platformy, ale to nie takie łatwe. Po podwójnej wygranej w wyborach w 2005 roku. Prawo i Sprawiedliwość pod przywództwem braci Kaczyńskich przeżywało moment chwały i uniesienia.
Po tylu latach upokorzeń bracia Kaczyńscy byli znowu na topie i stali się jedynymi rozgrywajacymi na scenie politycznej. Wizja IV Rzeczpospolitej stworzona w głowie prezesa PiS-u była na wyciągnięcie ręki, ale pojawił się problem, z kim można to zrealizować.
Wiadomym było, że PO nie przystąpi do koalicji, gdyż dla tej formacji celem było zdobycie władzy, a decydując się na wejście do rządu z PiS-em, Donald Tusk spowodowałby sytuację, w której to Jarosław Kaczyński stanowiłby główny ośrodek władzy, a PO stałaby się przysłowiowym kwiatkiem do kożucha. W tej sytuacji jedyną alternatywą było zawiązanie koalicji z Samoobroną i LPR. To był punkt zwrotny dla całej formacji i jej przyszłych kłopotów, co spowodowało stopniowy spadek poparcia dla PiS-u, a także widoczny dysonans między elektoratem a partią i jej programem.
Rządząc przez 2 lata razem z Andrzejem Lepperem i Romanem Giertychem, Jarosław Kaczyński pokazał, że władza trafiła w złe ręce, a ludzie, którzy piastowali najwyższe stanowiska w państwie udowodnili, że nie nadają się do sprawowania władzy. Nie trzeba przypominać ciągłych kłótni w łonie koalicji, wyrzucania Leppera z rządu, aby Go ponownie powołać na stanowisko wicepremiera.
Bez echa nie przeszła również atmosfera, która panowała w społeczeństwie, ciągłe oskarżenia, pomówienia, to wszystko powodowało, że Polacy zaczęli odczuwać zmęczenie i byli coraz bardziej zdegustowani tym faktem, tym bardziej, że pozycja naszego kraju na arenie międzynarodowej była niestety bardzo słaba. Ponadto przylgnęła do nas łatka kraju, na którym nie można polegać, a sam fakt odwołania kilkunastu ambasadorów jednocześnie był pierwszym przypadkiem na skalę światową.
Po przegranych wyborach wydawałoby się, że PiS może być spokojny o swój los, miał silną reprezentację w sejmie, prezydenta, który wyrósł na szefa opozycji do rządu Donalda Tuska, w tej sytuacji pozostawało tylko czekać na porażki rządu i patrzeć na słupki jak rośnie poparcie w badaniach opinii publicznej. Tak bywało w przeszłości, kiedy już po roku przychodziło rozczarowanie do nowej władzy, a opozycja zyskiwała. Tym razem stało się inaczej, gdyż kierownictwo partii nie wyciągnęło żadnych wniosków z przegranej oraz nie zastanowiło się nad tym co spowodowało, że partia, która mogła chwalić się wysokim wzrostem gospodarczym, po prostu przegrała wybory.
Nie bez znaczenia jest styl sprawowania władzy oraz poszczególni członkowie PiS-u jak Marek Kuchciński, Nelly Rokita, Przemysław Gosiewski czy Jacek Kurski, którzy kładli się cieniem na postrzeganiu tego ugrupowania. Nawet zmiana osób wypowiadających się w imieniu partii nie pomogła, a stopniowe wycofywanie prezesa nie przyniosło oczekiwanych rezultatów.
Problemem tej formacji jest i będzie Jarosław Kaczyński, który swoimi działaniami nie wnosi nic do partii. Można pokusić się o stwierdzenie, że im więcej Jarosława Kaczyńskiego w mediach tym lepiej dla PO, podobnie mechanizm działa w przypadku brata Lecha Kaczyńskiego. Wielu ludzi postrzega prezydenta przez pryzmat brata, co odzwierciedlają badania dotyczące głowy państwa. Obecnie nie widać, aby coś mogło się zmienić w tej materii.
Prawo i Sprawiedliwość stoi przed wyborem, albo zmieni kierownictwo partii, albo pożegna się na zawsze z władzą, bo jak mówi stare powiedzenie z tej mąki dobrego chleba nie będzie.