Nie mogę sobie przypomnieć z jakiego kabaretu czy filmu pochodzi cytat „Kur** muszę komuś przypier**, bo mnie kur** krew zaleje” w której wypowiada ją jakiś osiłek w niepasującej sielankowej scenie. Nie pamiętam, a świetne nadawał by się na motto, gdyż oddaje wewnętrzną walkę jaką musi toczyć osoba nabuzowana negatywnymi emocjami.
Do rzeczy. Bezpośrednim impulsem do napisania niniejszego teksu był artykuł Krzysztofa Sykta p.t. Państwowa Kompromitacja Wyborcza, choć nie tylko jego dotyczy.
Tło historyczne
4 sierpnia 2014 roku Państwowa Komisja Wyborcza wyłoniła zwycięzce przetargu na wykonanie systemu informatycznego do obsługi wyborów samorządowych. Zwycięzca była firma Nabino z Warszawy, która zaoferowała wykonanie takiego systemu na czas za kwotę 526 tys. zł. Nadmienić należy, że była to jedyna firma która zgłosiła się do przetargu.
16 listopada 2014 roku odbyły się w Polsce wybory samorządowe. Wieczorem, jak to zwykle bywało, media podały sondażowe wyniki wyborów, które wskazywały na zwycięstwo PiS. W poniedziałek 17 listopada z mediów dowiedzieliśmy się, że Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała o awarii systemu informatycznego, która miała miejsce ok. godz.10.40. Już o 16.40 na łamach Gazety Wyborczej, redaktor Ewa Siedlecka opublikowała artykuł w którym informuje m.in. „Awaria systemu informatycznego Państwowej Komisji Wyborczej to kompromitacja.” 18 listopada zaczęto podawać pierwsze oficjalnie wyniki wyborów w okręgach w których awarii nie było (lub udało się ją usunąć). Powoli zaczęło być jasne, że zwycięstwo PiSu nie jest takie pewne, a z pewnością nie wystarcza do samodzielnego rządzenia, natomiast PSL (jak zwykle) był niewyszacowany w sondażach. W tym samym dniu PKW podejmuje decyzje o ręcznym liczeniu głosów. 19 listopada powstaje sojusz PiS i SLD, a Leszek Miller mówi „nie ulega wątpliwości”, że „cząstkowe wyniki wyborów samorządowych wskazują na możliwość głębokiej manipulacji i nieuczciwości”, a Joachim Brudziński (PiS) „Nigdy nie było takiej skali nieprawidłowości i fałszerstw, jak podczas tych wyborów.”
20 listopada poznajemy oficjalne wyniki wyborów w 5 województwach. Oficjalne i kompletne wyniki wyborów PKW podała w sobotę 22 listopada przed godz.23, tj. po ponad 6 dniach i 2 godzinach od zakończenia wyborów.
Skutki
Mimo, iż PKW na konferencji w dniu 18 listopada o godz.18.00 zapewniła, że problemy systemu informatycznego nie mają wpływu na samo podliczanie głosów, 48 godzin wystarczyło, aby media ogłosiły to skandalem, a 72 godziny by niezadowoleni w wyników politycy ogłosili, że wybory były sfałszowane. Niecałe 5 dni po zamknięciu lokali wyborczych jesteśmy świadkami zamieszek pod budynkiem i wreszcie okupacji PKW. Nikt wtedy nie podawał przykładów, nie było w mediach żadnego świadka fałszerstw wyborczych. Żaden członek komisji wyborczej, czy mąż zaufania nie zamieścił uwag w protokole komisji (a takie mają prawo i obowiązek). Pierwsze informacje o złożeniu protestów wyborczych pojawiły się 26 listopada.
Kiedy czytam tekst pana Krzysztofa o tym jak to „Żyjemy podobno w XXI wieku, gdzie technika i technologia przekracza kolejne granice a telefony mają większą moc obliczeniową niż komputery stacjonarne sprzed jeszcze kilku lat.” to myślę, że mamy inne doświadczenia z techniką. Niestety w XXI wieku technika nadal zawodzi. Mało tego sprzęty mają „planowaną żywotność” – mają się psuć (ale to już dygresja).
Systemy zawodzą – nawet warte miliardy i przygotowywane przez lata starty rakiet kosmicznych nie zawsze kończą się sukcesem.
To nie usprawiedliwia podmiotów i osób odpowiedzialnych za racjonalne wydawanie publicznych pieniędzy. Przyczyny awarii powinny zostać zbadane dokładnie,a jeśli są winni – powinny być wyciągnięte wobec nich konsekwencje wynikające z przepisów prawa, a przede wszystkim powinny być wyciągnięte wnioski na przyszłość.
Podstawowe pytanie jakie stawia autor w w/w artykule brzmi: „po co zmieniać coś co w miarę działa i na kilka miesięcy przed wyborami zamawiać nowe oprogramowanie?” jest pytaniem źle postawionym. Systemy obsługujące wybory nie były tworzone co każde wybory. A niestety (lub stety) w IT zmienia się szybko. Czy ktoś z nas się zastanawia dlaczego wciąż nie używamy Windows 3.11 (pierwszy popularny Windows), albo dlaczego nie wystarczą tylko małe poprawki do systemów (wtedy używalibyśmy Windows 3.11.987). Nie w tym problem, że system był potrzebny. Problem w tym, że PKW powinno zastanowić dlaczego tylko jedna firma stanęła do przetargu. Nie znam szczegółów SWIZ tego przetargu, ale miałem do czynienia z informatyzacją korporacji i jeżeli koszty systemu dla przedsiębiorstw posiadających 4-6 oddziałów wynosiły 200-250 tys. zł i zajmowało to 3-4 miesiące, gdzie system nie był pisany od podstaw, to w tym przypadku kwota, a przede wszystkim czas był zbyt krótki. Mimo wszystko odpowiedzialność (finansowa) zapisana w umowie (co zapewne wkrótce się okaże) spoczywa na wykonawcy systemu. Nikt nie zmuszał firmy Nabino do podejmowania się tego zadania. PKW oczywiście nie może również uniknąć odpowiedzialności (głównie moralnej), jako podmiotu odpowiedzialnego za nadzór całości, gdyż jeśli odpowiedzialność po stronie zamawiającego była to może ew. ciążyć na Krajowym Biurze Wyborczym jako urzędzie zapewniającym obsługę PKW. Tamtejsi urzędnicy jednak nie pokazują się z mediach – łatwiej było opluć i wyzwać od „leśnych dziadków” sędziów PKW, bo Ci pokazują się w TV i przynajmniej wiadomo kogo chodzi.
Nie wnikam już w zarzuty dotyczące tego, czy polskie służby bezpieczeństwa sprawdzały firmę Nabino pod kątem inwigilacji przez obce służby. To są dywagacje nie poparte żadnymi faktami, bo i nie oczekujmy, że nasz wywiad będzie informował media kogo, kiedy i pod jakim kątem sprawdza.
Moim zdaniem podstawowy problem leży w tym jak łatwo ludzie dają się manipulować. Jak mało ludzi wsłuchuje się w argumenty i fakty. Jak łatwo grać na emocjach.
Przez te pierwszych 6 dni liczenia głosów argumentacja niektórych polityków była delikatnie mówiąc „mglista”. W niemal wszystkich mediach można było słyszeć o nieuczciwości i fałszowaniu tylko prócz tego, że PKW jeszcze liczy trudno o inny argument. Z resztą, owszem, oficjalne wyniki wyborów samorządowych w 2010 roku PKW podała po 2 dniach, w 2006 po 3 dniach, ale w 2002 roku … ? W 2002 roku wybory odbywały się 27 października. Wieczorem 31 października (ponad 4 dni) podczas konferencji prasowej „powróciła sprawa problemów z systemem informatycznym obsługującym wybory. Członkowie PKW utrzymują, że problemy z systemem nie opóźniły ogłoszenia wyników wyborów wójtów – powtórzyli, że od początku zapowiadali, że zestawienie wyników wyborów wójtów ogłoszą 31 października i tak się stało. ”
Tylko, że wtedy skończyło się na zapowiedzi PKW wyciągnięcia konsekwencji. Jednak skandalu nie było; nie było zamieszek, protestów i okupacji PKW. Dlaczego ? Czy w 2014 te dodatkowe 48 godzin oczekiwania na oficjalne wyniki to 48 godzin które przesadzają o polskiej demokracji ? W tej sytuacji rozumiem, że prawdziwi patrioci mogą zgłosić się do PKW jako ochotnicy do liczenia głosów, ale jeśli siłą dostają się tam znani publicyści z zamiarem okupacji to myślę, że wiedzą jaki cel medialny chcą osiągnąć.
Po ogłoszeniu oficjalnych wyników zmienia się argumentacja zwolenników „fałszerstw”. Skoro nie można czepiać się wydłużonego liczenia to „dowodem” na fałszerstwa staje się liczba nieważnych głosów, która, jak słyszymy „sięga 25 %”. Czy rzeczywiście ? Według Państwowej Komisji Wyborczej w wyborach samorządowych w pierwszej turze – na wszystkich szczeblach – oddano 9,76 proc. głosów nieważnych – najwięcej w głosowaniu do sejmików wojewódzkich (książeczka) 17,93 proc. Tylko ten ostatni wynik odbiegał od danych z lat wcześniejszych. Przypomnijmy w 2010 było to 12,06%, a w 2006 12,70% (tylko, że wtedy nie było książeczek). Wniosek – niestety wybory samorządowe są bardziej skomplikowane od innych typów wyborów, a niektóre reklamy poprzedzające wybory mogły wprowadzić w błąd niektórych mniej zorientowanych wyborców w przypadku karty do sejmików. Nie ma jednak powodów przypuszczać, że te 5% więcej nieważnych głosów (w podkreślam – przypadku tylko jednej z 4 kart) rozłożyło by się ta tyle inaczej, by zmienić wynik wyborów.
Jeszcze bardzie trafia do mnie (może trochę brutalna) argumentacja. Jeżeli od PKW, od firmy informatycznej itd. oczekujemy kompetencji to może dobrze, że te głosy były nieważne. Przecież jeżeli dany obywatel nie wiedział ile osób wybiera i do czego to ty bardziej nie można przypuszczać, że jego wybór mógł być racjonalny. Poszedł na te wybory nieprzygotowany, nie wiedząc ilu do jakich władz ma wybrać. Argumentacja, że to państwo ma wszystkich tak wyedukować, aby nie było wątpliwości ma niewiele wspólnego ze społeczeństwem obywatelskim. Wszystkie informacji dostępne są łatwo w Internecie i nie tylko.
Pomysły, aby pierwsza strona „książeczki”, podobnie jak możliwość oddania głosu na „nikt z powyższych” są rozsądne i warte zastanowienia, ale nie ma na razie potrzeby robienia w związku z tym Majdanu.
Tymczasem wielu osobom dużo łatwiej niż poszukać informację w Internecie, zweryfikować informację podawane przez media, czy przemyśleć slogany rzucane przez (niebezinteresownych) polityków, przychodzi uczestniczyć w protestach (ok. 3000 osób w Warszawie, mniej w Krakowie). To właśnie przypomina mi tego osiłka, który sam nie wiedząc czemu pragnie rozładować narastające w nim emocje poprzez „aktywność fizyczną”. Ilu takich osiłków zdołają zmobilizować (nabuzować) nawoływania niektórych polityków okaże się 13 grudnia. Wtedy w stolicy ma odbyć się manifestacja, która ma być wyrazem sprzeciwu wobec „fałszowaniu wyborów”.
Ja wiem, że czasy nie są dobre dla”polskiego romantyzmu”, że nasi dziadowie i ojcowie mieli więcej możliwości do manifestacji swojego patriotyzmu w walce czy konspiracji, ale zastanówmy się czy awantury w tej sprawie służą polskim interesom stanu.